Fotografie

czwartek, 4 marca 2021

Z ponad pyłu i prochu, rozdział 3

   - MAMA! - młoda Coronet rzuciła się w kierunku starszej wzburzając wodę sięgającą już do kolan. Ukucnęła przy kobiecie by ją objąć. 
   Coś załopotało od strony pokoju Labuty. Gbadamosi spoglądając na tą uroczą, rodzinną scenkę przypomniał sobie o Labu. Zerwał się do biegu w kierunku pokoju chłopaka. Pędząc po śliskich schodach potknął się o własną nogę. Drzwi sieroty leżały wyważone. Chłopak ewidentnie znajdował się w niebezpieczeństwie, bo ktoś przypiął go kajdankami do nogi stolika. 
  - Nie! To podstęp! - chciał krzyknąć Labuta, lecz już było za późno. Osama jak burza wtargnął do środka. Natychmiastowo poczuł, iż wróg łapie go za szyję i przykłada zimny metal do skóry.
  - Słuchaj czarnuchu. Pójdziesz teraz do swojej dziewczyny i będziesz udawał że wszystko wporzo czaisz? I to bez żadnych przekrętów!-szeptał a jednocześnie zdawał się krzyczeć mu wprost do ucha.
  - Tak - wydobyło się potwierdzenie. Niesamowicie pewne i odważne.
  - Tymczasem Midia oceniała stan zdrowia swojej mamy i wywnioskowała że ktoś grzebał przy układzie nerwowym kobiety, bo ta zdawała się nie kontaktować. Poczęła szukać nacięć z tyłu głowy i za uszami, lecz żadnych nie znalazła. 
   Uwolniony siedemnastolatek nie próżnował. Od razu gdy oprawca go puścił, Osama uderzył go z łokcia całą swą siłą i powalił mężczyznę na ziemię. Aż sam się zdziwił, że poszło tak łatwo, lecz górowanie młodzieńca nie trwało długo. Szybko znalazł się pod ciałem złoczyńcy, po czym ów napastnik usiłował go zabić. Na pomoc "przyszedł" mu przyjaciel podając sztylet nieunieruchomioną ręką. Osama Gbadamosi bez wahania uśmiercił przestępcę wbijając w szyję ofiary ostrze. Wojownik padł umierający na bohatera i począł krwawić śmiertelną raną. Gbadamosi zwalił go z siebie szybko jakby robił to już tysięczny raz. W podobnych sytuacjach zwykle umiał zachować zdrowy rozsądek. Labuta Fisher został prędko uwolniony wyłamaniem stołowej nogi. Niestety ale zmuszony był z nią paradować. Z drugiej strony kawał mebla był też niezłą bronią zważając na jego ostre miejsce wyłamania. Chłopcy ruszyli ostrzec Midię. Familijna słodka scenka trwała, gdy matka i córka siedząc na posadzce statku rozmawiały, a raczej był to monolog młodej Coronet.
  - Cholera - rybak cofnął się z pola widzenia zagrożonej i podejrzanej po czym pociągnął za sobą przyjaciela - co im powiemy? - szepnął.
  - Na razie nic. 
  Młodzieńcy tym razem wolniej i bardziej opanowani wyszli zza rogu.
  - Co? - zapytała Midia
  - Nic - odpowiedział Fisher głosem aniołka. 
Starsza Coronet rzuciła im podejrzliwe spojrzenie.
  - Czekaj, skąd masz te kajdanki i nogę stołu? Bawiłeś się w sado - maso? - dziwiła się jej córka. 
  Kadaria Coronet niespodziewanie odzyskała władzę w ciele. Wyjęła zza pleców niewielki scyzoryk i przytknęła dziewczynie nożyk do gardła. Osama Gbadamodi rzucił sztyletem pozyskanym od poprzedniego napastnika trafiając w brzuch matki swojej przyjaciółki. Midia zdołała się wyrwać, lecz matka chwyciła ją za nogawkę. 

  - Zaufaj mi - prosił Osama wyciągając do niej dłoń. Midia mimo początkowego wahania, ze łzami w oczach podała mu dłoń. Chłopak podniósł ją, przyciągnął do siebie i mocno do siebie by zamknąć w bezpiecznym uścisku. Dziewczyna mokra od pasa w dół (ponieważ woda sięgała już do połowy łydek) moczyła również swe policzki i koszulkę z odznaczającymi się pod materiałem mięśniami Gbadamosiego. Jej normalnie luźne dresy, wtedy przylegały do szczupłego ale krągłego ciałka. 
  Starsza Coronet niespodziewanie wyciągnęła spluwę. Celowała w głowę młodej. Tak właśnie dowiodła swej "miłości". 
  - Oddaj diadem - rozkazała zdenerwowanym głosem, gdy woda sięgała do kolan. 
  - Że co niby?!-zawołał wędkarz bardzo zdziwionym tonem.  
  - Diadem, który ukradłeś ze szkatułki w moim domu. 
  Midia Coronet otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
  - Sprzedałem go - odpowiedział Fisher zgodnie z prawdą.
   Kadaria skierowała lufę we własną skroń i jakby świadomie szepnęła: "żegnaj córeczko". Dziewczyna rzuciła się w stronę matki, jednak już było za późno. Kula przebiła czaszkę. Labuta wyjął białe prześcieradło z szafy, przykrył powieki oczu samobójczyni (jej wzrok był pusty, zarazem sprawiał wrażenie jakby miała coś zaraz powiedzieć) i nakrył ciało materiałem. 
    Poprzez spadek adrenaliny Osamie zrobiło się nieco słabo. Zatoczył się na chwiejnych nogach, przyjaciele szybko podchwycili jego ramiona. Na szczęście w apteczce znajdował się również lek, który szybko postawił czarnoskórego na nogi i przy małej pomocy przyjaciół dowlekł się do portu. Owe miejsce było niezwykle obszerne. Przypominało wyglądem jeden z tych wielkich wodospadów o jakich pisały encyklopedie współczesności. Sklepienie budynku robiło największe wrażenie, bowiem posiadało ono wielkie malowidło przedstawiające anioły współżyjąc z ludźmi. Budowla posiadała również liczne kolumny ozdobione wyrzeźbionymi winoroślami. Niegdyś w turkusowej wodzie bawiły się dzieci, lecz ostatnio miejsce to opustoszało. Gdzieniegdzie walały się zdechłe ryb i rybacki sprzęt.
    Najmłodszy z trójki przyjaciół pomógł Osamie Gbadamosi siąść w niewielkiej motorówce. Następnie pomógł damie a sam wszedł ostatni.
    Sprawnie umieścili ładunki wybuchowe które znaleźli w pojeździe, przy wrotach. po czym nałożyli kombinezony. Midii kostium był za duży, w końcu mierzyła sto pięćdziesiąt jeden centymetrów a Gbadamosi- ledwo wcisnął się w swój. Materiał aktywny bardzo ciasno opinał jego ciało uwidaczniając mięśnie. Najmłodszy zdążył uporać się z liną. Mięśnie chłopaka napięły się pod wpływem kotwicy, którą wciągnął na pokład. Labuta posłał jej smutne spojrzenie czego nawet nie zauważyła. Wszak nastolatka poszła pomyszkować w środku motorówki, czy aby nie ma tam czegoś do jedzenia. Znalazła: zdechłe szczury, które już zaczęły gnić i nigdy nie tracące przydatności, herbatniczki.
   W tym czasie Labu zajmował się sterami. Opracował niezbyt szczegółowy plan ucieczki po czym  kombinacją przycisków zdetonował bombę, by usunąć wszystkie cumy i kotwice. Niewielki statek ruszył na spotkanie z wielką przygodą. Czułe uszy nastolatków usłyszały syreny alarmowe. Wiedząc że niepozorna łódka może się zmienić w statek podwodny dzieci zdołały skryć się w rafach koralowych okolic Ameryki Łacińskiej. Z zachwytem podziwiali mieniące się tysiącami barw ryby, przez przeszklone ściany wehikułu. Piękno krajobrazu dopełniały koralowce, gąbki a także wspomniana wcześniej kryształowo czysta woda. Uciekinierzy poruszali się powoli, by nie wzbudzić czyichś podejrzeń.
  - Osama - dziewczyna spoczęła na jego posłaniu - opowiesz mi co się stało? - poprosiła.
  -Ojciec. Ten łajdak wykradł całe 200 tysi z konta mojej matki, które przed śmiercią przepisała mi w spadku. Niestety znał hasło. Wczorajszej nocy powiedziałem mu, że nie chcę jechać z nim do Arabiany inwestować hajs. Nie zrozumiał że nie interesują mnie masowe korporacje cyber seksu. Gdzieś koło północy zadzwonił szesze. Ojciec był szybszy, chwycił go i odebrał. Zadzwonił właśnie wtedy Oli. Chodziło oczywiście o hakowanie, a o co by innego. Dowiedział się - Gbadamosi przerwał na chwilę by otrzeć łzę przecinającą policzek i pociągnąć nosem.

Anna Lis 

Brak komentarzy: